Jedną z typowych reakcji w Waszym środowisku na oferowanie czy mówienie o wsparciu jest zdystansowany uśmiech, odrzucenie, zdziwienie. My? My nie potrzebujemy. Zdarza się też odwrotnie potrzebujemy, mało mówimy, nikt nas nie uczył, jak sobie radzić.

Doskonale rozumiem, że po latach doświadczeń, setkach, a nawet tysiącach sytuacji, kiedy byliście świadkiem śmierci lub sami podejmowaliście decyzję o zakończeniu resuscytacji, macie już swoje metody radzenia sobie, twardszy psychiczny pancerz.

Ostatnio miałam kilka dramatycznych rozmów, z osobami (nie od nas z firmy), które już nie mogły znieść udawania silnych. Były na granicy samobójstwa. Tak zwane silne osoby, to jedna z bardziej zagrożonych depresją grup. Twardy, które innym pomaga, samowystarczalny, a w środku rozlatuje się z braku siły. Jak taki facet czy taka kobieta mówi, że jest na dnie, to jest pewnie takie dno, którego istnienia sobie nawet nie wyobrażali. Jest w miejscu, gdzie jest głębiej i ciemniej niż kiedykolwiek był. Wtedy wiem, że jest bardzo źle. Mężczyźni często w takich sytuacjach bardzo się izolują i sięgają po alkohol, żeby urwać kontakt z zalewającymi ich emocjami.

Trudno jest porzucić wizerunek osoby silnej. Trudno przed innymi, a jeszcze trudniej przed samym sobą. Bo są sytuacje, w których człowiek naprawdę jest zdziwiony tym, jak zareagował, jak przeżywa, nie poznaje sam siebie. Jest to trudniejsze właśnie dla osób, które latami doskonale sobie radziły. Jest to trudniejsze dla osób, które wielokrotnie odpowiadały na ofertę wsparcia czy pomocy zaprzeczeniem, że mają problem. Nie jest łatwo z tego się wycofać i …jest bardzo łatwo się z tego wycofać. Gdyby przyszedł do Was ktoś po kim mało się spodziewacie, że poprosi o wsparcie, to…wątpię, żebyście odmówili.

Byłam na konferencji, na której psycholog pokazywała wyniki badań podłużnych na grupie pracowników platform wiertniczych. I okazało się, że osoby ze skłonnością do skupiania się na swoich emocjach, przeżywania, że ich boli, serce szybciej bije, że się więcej pocą, boli woreczek żółciowy czy coś… czyli mają skłonność do zamartwiania się, są w lepszej kondycji zdrowotnej po wielu latach pracy. Coś co w zawodach trudnych i niebezpiecznych uznaje się za słabość i czynnik zaburzający podejmowanie decyzji, czyli skupianie na swoich emocjach, sprawia, że po latach pracy w zawodzie osoby te są…ZDROWSZE!!! Martwiąc się o swoje ciało częściej się badały, lepiej dbały o siebie, przyznawały się do stresu i szukały konstruktywnych metod radzenia sobie z emocjami, a nie jak wielu z Was preferuje – z problemem..

Wyjątkowo trudna do zaakceptowania jest sytuacja osoby, która radziła sobie latami, a w końcu jakaś sytuacja, plus zbieg innych czynników osłabiających odporność, spowoduje ostry stres, roztrzęsienie. Nie poznajesz sam siebie. To dla mnie nienormalne, myślisz. Wariuję, nie nadaję się do tej roboty. Chyba czas zmienić pracę. Nie wiem, co się ze mną dzieje.

Szczególną sytuacją, której się często po sobie nie spodziewacie, to dłuższa niż zazwyczaj żałoba po pacjencie.

Od lekarzy, pielęgniarzy, ratowników oczekuje się, że będą twardsi, że nie dadzą się wciągnąć w magmę smutku. Pacjent to w gruncie rzeczy przecież obca osoba.. Oczekuje się od medyków, że śmierć pacjenta będzie dla nich codziennością, że to uniosą, nie rozłożą się przy rodzinie. Jeżeli więc zdarzy się taki pacjent, który zostawia po sobie trwały ślad, smucicie się dłużej niż zwykle, częściej Wam wraca we wspomnieniach, a z nimi silne emocje, możecie pomyśleć, że już się nie nadajecie do tej roboty. Trudno jest wtedy sięgnąć po pomoc. Jedna, dwie rozmowy z kolegą w pracy nie są może dziwne, ale więcej? Nie chcecie innym zawracać głowy. Przekonanie nie mogę być dla innych ciężarem sprawia, że nie sięgacie po pomoc.

Do problemu dokłada się jeszcze postawa osób ze służb pomocowych. Lekarze, ratownicy, ale też psychologowie, często są sami skrępowani faktem, że mieliby poprosić o pomoc.

To jest ważne: każda żałoba jest uprawniona, każda reakcja jest w danej chwili na miejscu. Można zaprzeczać, można uciekać od rozmów, można reagować sprzecznie z tym, co się czuje. Mężczyźni często wyrażają ból po stracie działaniem, aktywnością, izolowaniem się od innych, szukają praktycznych wskazówek, są nastawieni zadaniowo. Ale równie dobrze mogą uronić łzy.

Każda osoba z załogi czy zespołu w szpitalu zareaguje inaczej, inaczej będzie sobie radzić. Każdy może i ma prawo wynieść inne przemyślenia z tego samego doświadczenia. Dla jednych żałoba jest już zamknięta, dla innych trwa i trwa. I to jest w porządku, to jest normalne.

Każdy ma swój sposób na godzenie się ze śmiercią. Ale im mniej typowa jest sytuacja, tym trudniej to poukładać, nadać sens, tym bardziej trudno o tym mówić. A każdy ma prawo do swojej subiektywnej rzeczywistości. Inni już zapomną a Ty nadal będziesz pamiętał. I to jest w porządku.

Pamiętaj!

Jeśli potrzebujesz wsparcia kliknij w poniższy przycisk i już teraz znajdź najbliższą placówkę, w której otrzymasz właściwą pomoc.

Napisz do nas

Pamiętaj, by w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia niezwłocznie zadzwonić pod numer alarmowy 999 lub 112.

Podziel się swoim doświadczeniem!

Masz za sobą kryzys psychiczny, epizod depresji? Napisz do nas anonimowo (nie musisz podawać swojego adresu e-mail) i podziel się swoją historią. Pokażmy razem innym medykom i funkcjonariuszom, że nie są jedynymi przeżywającymi trudne chwile i w ciężkich momentach życia można uzyskać pomoc.