Statystycznie zespół ratownictwa medycznego ma do czynienia ze śmiercią pacjenta około 3-4 razy w miesiącu. To są statystyki, co oznacza, że są zespoły, które są świadkami zgonu seriami nawet po kilka dziennie, a są takie zespoły, które prowadzą zakończone niepowodzeniem resuscytacje czy są świadkami śmierci raz na pół roku. Ratownicy w sposób bardzo zdystansowany opowiadają o śmierci pacjentów. Czasem jest to wynik dojrzałości, czasem wypalenia, a zdarza się, że braku szacunku do umarłego, który wynika z silnego, ukrywanego lęku i zdarza się raczej młodszym osobom.
Z rozmów z ratownikami wynika, że radzą sobie ze śmiercią pacjentów, jak to mówią, „dobrze”. Wyjątek stanowią młodsze osoby (z moich obserwacji poniżej 30 roku życia) , które zdradzają pewne emocje i brak dystansu. Dystans do śmierci zależy od wielu czynników, wieku zmarłego, wieku ratownika, obecności świadków, stwierdzenia choroby przewlekłej.
Zgony trudne i łatwe do zaakceptowania
O wiele łatwiej jest radzić sobie ratownikom ze śmiercią osób chorych i starych. O śmierci pacjenta terminalnego mówią, że jest to ulga w cierpieniu. Nawet jeżeli rodzina bardzo przeżywa śmierć, doświadczeni (wiekiem) ratownicy uważają, że te emocje miną, a rodzina w końcu uświadomi sobie, że tak było lepiej dla pacjenta i ich samych. Wynika to nie tylko ze świadomości przemijalności emocji (nie mogą przecież trwać wiecznie), ale również z wewnętrznego pogodzenia się ze śmiercią, które jest silnie związane z wiekiem, doświadczeniem i otwartością na różnego rodzaju światopogląd dotyczący umierania.
Emocje nie mogą trwać wiecznie
W przypadku śmierci starszych osób ratownikom często doskwiera brak emocji rodziny, obojętność, szybka chęć pozbycia się ciała, naciski, żeby umierającego wywieźć do szpitala. Takie sytuacja budzą złość i niezrozumienie.
Trudne sytuacje, takie które wywołują silne emocje lub wiążą się z nawrotami wspomnień to śmierć dziecka, ale też bycie świadkiem silnych, autentycznych przeżyć rodziny. Ze śmiercią dziecka wiąże się smutek i lęk o utracony czas, o nie-doświadczenie życia, pojawia się poczucie niesprawiedliwości. Takie automatyczne myśli są naturalne i oczywiste. Problem stanowi zapętlenie się w pytaniach bez odpowiedzi. Lęk wywołany poczuciem niesprawiedliwości świata nie przejdzie jeżeli będzie się pomstować na niesprawiedliwość czy B(b)oga. Lepszym jest pytanie– co mogę zrobić, żeby nie mieć poczucia straconego czasu?
Trudne jest również dla wielu ratowników, kiedy w trakcie śmierci matki czy ojca są obecne dzieci, bez względu na ich wiek. Grozę i rozpacz budzą z jednej strony niehamowane reakcje małych dzieci, które w swojej bezradności próbują obudzić rodzica lub zadają pytania, na które ratownicy często nie wiedzą jak odpowiedzieć. W przypadku dzieci o wiele łatwiej uruchamia się empatia emocjonalna i czucie tej rozpaczy, którą czują dzieci, które są w swoim przeżywaniu tak prawdziwe. Pomaga świadomość, że najczęściej, prawie zawsze, dzieci radzą sobie ze śmiercią. Może zostaje ślad, może nawet cień nieszczęścia kładzie się na całe życie po takiej stracie, ale to nie znaczy, że mały człowiek będzie w stanie rozpaczy już zawsze. A ten pierwszy moment, kiedy w bezradności dzieci mówią do zmarłego, kiedy wpadają w rozpacz, jeżeli są starsze i rozumieją już co się stało, jest naturalną reakcją, która też może świadczyć o zdrowym procesie żałoby. Bierna obserwacja, bez interwencji i prób powstrzymania rodziny od płaczu jest najwłaściwszą reakcją na to, co przeżywa rodzina zmarłego. Oczywiście w przypadku szoku i ostrego stresu procedura postępowania zakłada podanie leków i konieczność zadbania by osoby w ostrym stresie nie zostały same.
Warto podkreślić, że to właśnie te silnie reagujące osoby mają lepsze rokowania na poradzenie sobie z żałobą. Osoby które tłumią emocje i są otępiałe w pierwszych chwilach straty włączają silniejsze mechanizmy zaprzeczania, tłumienia i to paradoksalnie im będzie nie tylko ciężej, co na pewno „dłużej” wychodziło z procesu żałoby.
Uwaga na współczucie dla żywych
Problematyczne staje się również uruchomienie wyobraźni. Osoby, które gorzej radzą sobie w takich sytuacjach to te, które wyobrażają sobie życie tej rodziny po stracie, współczują żywym. Takie myśli nie rozwiązują żadnego problemu, a wywołują emocje, niepokój, obniżają poczucie bezpieczeństwa, mogą prowadzić do nieadekwatnych zachowań zabezpieczających własną rodzinę (nadopiekuńczość, wzmożona kontrola).
Jak przeżyć swoje życie?
W kategorii sytuacji trudnych są również te, gdzie śmierć następuje w wypadku – z winy zmarłego, przypadku czy innych osób. Śmierć w takich sytuacjach wywołuje egzystencjalne pytania o wpływ na miejsce i czas własnej śmierci, o jej nieprzewidywalność, o kruchość własnego życia. Tego rodzaju refleksje, choć budzą nie tyle smutek co lęk o siebie i własną rodzinę, w konsekwencji mogą prowadzić do zmian we własnym życiu – większej dbałości o zdrowie, o relacje z bliskimi, o czas. Jest to okazja do wzrostu osobistego, poprzez doskonalenie własnego życia.
Radzenie sobie
Z metod stosowanych do radzenia sobie przez ratowników wyłaniają się dwie kategorie. Z jednej strony są to techniki odwołujące się do racjonalnej analizy, z drugiej strony są to działania wzbudzające dodatkowe reakcje emocjonalne.
Bolesne pytania retoryczne – wywoływanie niepokoju
Bez wątpienia trudność w radzeniu sobie powoduje IDENTYFIKACJA. Moment, w którym ratownik w dziecku, w żonie, mężu, matce zmarłego rozpozna kogoś sobie bliskiego albo postawi się w jego miejscu. Zaczyna się spirala lęku i myślenia, które utrudnia zapomnienie sytuacji. Jak oni sobie poradzą? Co by zrobiła moja żona? Czy po mnie też by ktoś płakał? Co poczną te biedne dzieci? Nie mogę im już pomóc. Niestety wizualizowanie siebie i swoich bliskich w podobnej sytuacji jest trudne do przerwania i wymaga wysiłku woli, odwrócenia uwagi, skoncentrowania się na innych zadaniach, wysiłku fizycznego, który zmęczy i pozwoli zasnąć itp. Prosta rada – NIE STAWIAJMY SIĘ W MIEJSCU RODZINY.
Przy założeniu, że praca ratownika kończy się w określonym momencie – kiedy z obiektywnych przyczyn nie da się już więcej zrobić, świadomość tego, że ZROBIŁEM CO MOGŁEM, jest najlepszym ukojeniem. Dla osób, które mają pewność swoich kompetencji i mają przekonanie, że nie dało się zrobić nic więcej, POGODZONYCH Z BEZRADNOŚCIĄ, śmierć jest o wiele łatwiejsza do przyjęcia. Stąd zespoły, w których analizuje się działania, wyklucza się inne możliwości działania radzą sobie samodzielnie z trudnymi przypadkami. Jeżeli śmierć jest traktowana jak przypadek kliniczny i jest „zdarzeniem zawodowym” ludzie zachowują właściwy dystans. I nie chodzi tu o brak empatii, ale o zdrowy zawodowy dystans do własnych możliwości i możliwości medycyny w ogóle. Istotą radzenia sobie jest więc odwołanie się do swoich kompetencji i debriefing zespołowy. Ratownicy po trudniejszych dla siebie przypadkach śmierci lubią rozmawiać z osobami ze swoich stałych składów lub nawet z bliskimi (jeżeli mają współmałżonka z branży medycznej albo po prostu dobrą relację partnerską opartą na bliskości emocjonalnej). Takie opisywanie wciąż od nowa tego, co się działo pozwala z jednej strony zmniejszyć nasilenie emocji związanych ze śmiercią (na zasadzie desensytyzacji – czyli oswajamy lękowe skojarzenia) bądź trafić w końcu na słowa, które opisują w najmniej lękowy i najbardziej zrozumiały sposób to, co się stało. Psychologia oferuje tylko trochę więcej niż dobra przyjaźń i wsparcie społeczne, więc jeżeli ratownik ma z kim porozmawiać (wielokrotnie bez poczucia, że się naprzykrza) i przyznać się do swojego poczucia bezradności, rozpaczy, wzruszenia, czy winy lub wstydu ma szanse poradzić sobie swoimi metodami, odwołując się do swojej osobowości, przekonań czy innych metod radzenia sobie.
W zasadzie tym się różni psycholog od znajomych czy przyjaciół, że ma więcej przyzwolenia na różne stany emocjonalne i daje możliwość odreagowania, ale też zadając odpowiednie pytania potrafi dojść do emocji, które ktoś tłumi. Często bliscy nie potrafią tego robić i proces radzenia sobie wydłuża się właśnie z powodu maskowanych, tłumionych emocji.
Jeżeli wpadnie się w spiralę niekończących się myśli a otoczenie ma już dość rozmów na ten temat jest to sygnał, że warto skonsultować się z psychologiem lub interwentem kryzysowym. Jeżeli po dłuższym czasie (np. po miesiącu) emocje wywołane wspomnieniem śmierci pacjenta czy obrazy z wypadku są tak samo silne, warto zwrócić się po pomoc, bo może być to objaw stresu pourazowego.
Odszedł czy umarł?
Z wielu badań wynika, że około 70-80% ludzi wierzy w życie po śmierci. Nie wiem jak jest w środowisku „medycznym”. Może być jak w populacji ogólnej (prawo wielkich liczb), ale ze względu na wykształcenie może bardziej rozpowszechnione być przekonanie, że śmierć kończy wszystko. Osoby, które wierzą w duszę i życie po śmierci używają innego słownika do opisu śmierci – nie mówią zgon, śmieć, umarł, ale raczej – odszedł, śmierć go zabrała, pożegnał się z tym światem. Biorąc pod uwagę te statystyki, możemy przyjąć, że większość członków rodzin wierzy w jakieś zaświaty i często stwierdzenie zgonu może brzmieć dla nich obcesowo. Ważne jest więc intuicyjne dobieranie słów, tak żeby nie zranić rodziny.
W dość już licznej literaturze dotyczącej radzenia sobie ze śmiercią mówi się, że wiara w afterlife pomaga pogodzić się ze śmiercią. Osobom wierzącym pomaga modlitwa czy oddanie się woli Boga. Jest to analogiczne do technik medytacyjnych i przekonania, że jest się częścią większego cyklu życia czy jaźni łączącej wszystko, co jest na ziemi. Jednak silniejszym predyktorem dobrego radzenia sobie jest wiek (w końcu coś pozytywnego w czasach gonitwy za wieczną młodością). Warto przyjrzeć się tym, którzy zachowują spokój w obliczu rozpaczy rodziny i porozmawiać z nimi na ten temat. Może być tak, że za tym spokojem kryje się warta poznania filozofia życia i śmierci.
Pamiętaj!
Jeśli potrzebujesz wsparcia kliknij w poniższy przycisk i już teraz znajdź najbliższą placówkę, w której otrzymasz właściwą pomoc.
Napisz do nas
Pamiętaj, by w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia niezwłocznie zadzwonić pod numer alarmowy 999 lub 112.
Podziel się swoim doświadczeniem!
Masz za sobą kryzys psychiczny, epizod depresji? Napisz do nas anonimowo (nie musisz podawać swojego adresu e-mail) i podziel się swoją historią. Pokażmy razem innym medykom i funkcjonariuszom, że nie są jedynymi przeżywającymi trudne chwile i w ciężkich momentach życia można uzyskać pomoc.