Na 15 osób dziennie, które popełniają samobójstwo w Polsce, 12 osób to mężczyźni. Martwi mnie to, bo ratownictwo to zmaskulinizowane miejsce pracy. Większa część pracowników to mężczyźni, dużo z nich nadal uważa, że przyznawanie się do emocji to objaw słabości, 7% nigdy z nikim nie rozmawia o tym, co czuje, a 30% często odczuwa samotność.

To czego się nauczyłam przez całe swoje życie, to że mężczyźni są wrażliwi, mają w sobie czułość, kruchość i zależy im na trosce, wsparciu i dobrym słowie od partnerek i bliskich, czekają na czułość, na akceptację, na uznanie, że mogą czuć się słabo.

Wielu mężczyzn, którym udzielałam pomocy cierpiało z powodu odrzucenia i braku akceptacji przez partnerki – potrzebowali zobaczyć radość na twarzy swojej kobiety, kiedy wchodzą do domu, potrzebowali docenienia, że coś zrobili dla wspólnego dobra, starali się uszczęśliwiać swoje kobiety a one często tego nie widziały, nie doceniały, krytykowały. Kobiety czują, że ich działania są niedoceniane, ale mężczyźni czują to samo.

Mężczyźni, jak już zaczynają się otwierać, mówią to samo co kobiety – potrzebują zrozumienia, dotyku, przestrzeni na swoje emocje, miejsca na słabość, potrzebują usłyszeć – kocham Cię takim jaki jesteś razem z Twoimi łzami i potrzebą wsparcia.

Nauczyłam się, że mężczyźni cierpią bo jest im trudno towarzyszyć w czyimś cierpieniu – czują się bezradni, czują ogrom empatii wobec pacjentów i poszkodowanych, chcą im ulżyć w cierpieniu. Nie lubią nie wiedzieć, co zrobić, koniecznie by chcieli działać, nawet kiedy jedynym działaniem jest obecność i milczenie. Potem okazuje się, że jak sami cierpią potrzebują obecności, milczenia i głębokiego spojrzenia w oczy, które mówi – widzę Cię w tym cierpieniu.

W ratownictwie oczekuje się od mężczyzn, że będą twardzi, zdystansowani, znieczuleni. A czują jak każdy człowiek – rozpacz, kiedy ktoś kogoś traci, bezsilność i ból psychiczny jak umiera dziecko, współczucie dla samotności starszych osób.

Moje doświadczenia z mężczyznami w ratownictwie są takie, że pod spodem, pod maskami odwrażliwienia są osoby głęboko empatyczne, przeżywające swoje emocje w samotności, bo przecież w tym zawodzie nie wypada być wrażliwym…

I z drugiej strony ten moment, kiedy ktoś przyznaje się do cierpienia, smutku, tego, ze prawie się popłakał, albo po prostu ktoś płacze przy zespole – czasami znajdzie się ktoś kto powie – Stary, tak właśnie się dzieje z człowiekiem, jak jest świadkiem rozpaczy, sam czujesz rozpacz.

Wiele jest osób, które pamiętają twarz każdego pacjenta, który przy nich umarł, są osoby, które wciąż się za zmarłych pacjentów modlą. Są zdarzenia, które do końca życia będą do nich wracać i zawsze wywołują nutę smutku, albo nawet wraca płacz, po latach od zdarzenia. I to jest też normalne, pod warunkiem, że nie ma w tym lęku, że zwariowałem.

Czasami jak ktoś się popłacze, dostaję telefon „trzeba go pozbierać”. A ja się cieszę, że ktoś popłakał się przy ludziach zamiast pić w samotności, albo zaciskać zęby i pięści i przeponę, żeby nadal udawać twardziela.

Cenię tę wrażliwość i widzę, ile w tym zawodzie jest osób, które odrzucają swoje emocje, choć to właśnie one świadczą o ich ludzkiej twarzy.

 

 

Pamiętaj!

Jeśli potrzebujesz wsparcia kliknij w poniższy przycisk i już teraz znajdź najbliższą placówkę, w której otrzymasz właściwą pomoc.

Napisz do nas

Pamiętaj, by w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia niezwłocznie zadzwonić pod numer alarmowy 999 lub 112.

Podziel się swoim doświadczeniem!

Masz za sobą kryzys psychiczny, epizod depresji? Napisz do nas anonimowo (nie musisz podawać swojego adresu e-mail) i podziel się swoją historią. Pokażmy razem innym medykom i funkcjonariuszom, że nie są jedynymi przeżywającymi trudne chwile i w ciężkich momentach życia można uzyskać pomoc.